"Z amatorami można góry przenosić" - rozmowa z Iriną Bogdanovich

"Z amatorami można góry przenosić" - rozmowa z Iriną Bogdanovich

Rozmowa z Iriną Bogdanovich, dyrygentką Chóru Akademickiego Uniwersytetu Warszawskiego przeprowadzona w 2002 roku – tuż po objęciu stanowiska

– W jaki sposób trafiła Pani do polskiego chóru działającego przy Uniwersytecie Warszawskim?
– Stanęłam do konkursu na stanowisko dyrygenta i wygrałam.

– Czy było bardzo trudno?

– Startowało 18 kandydatów. Konkurs miał trzy etapy. W pierwszym komisja składająca się z 10 osób przeglądała dokumenty potwierdzające kwalifikacje i dorobek kandydatów. W drugim była rozmowa z komisją, na temat planów artystycznych , propozycji zmian, własnych zainteresowań muzycznych itd.

– Kto był w komisji konkursowej?
– M.in. rektor UW i inni pracownicy uczelni, był specjalnie wybrany przedstawiciel chóru, a także wybitna artystka, mezzosopran Jadwiga Rappé, która też kiedyś śpiewała w tym zespole uniwersyteckim.

– Co Pani powiedziała Komisji?
– Powiedziałam np. że dobrze poznałam już tradycje tego zespołu, uważam, że są piękne i wartościowe, i to trzeba zachować. Ale pewne zmiany też się przydadzą.

– Skąd znajomość tradycji chóru UW?
– Miałam czas na poznanie historii zespołu. Na szczęście nie debiutuję w tym chórze. Jestem tutaj już od 3 lat. Dotychczas pracowałam jako instruktor prób w głosach. Wydaje mi się też, że mam bardzo dobry kontakt z chórzystami.

– A co sprawdzano w III etapie?
– Umiejętności praktyczne. Do finału zakwalifikowano 4 osoby i każda miała 5 minut na pracę z chórem. Trzeba było w tym krótkim czasie przygotować jakiś fragment, znaleźć i poprawić błędy, zadyrygować.

– Jakie zmiany zamierza Pani wprowadzić w chórze?
– Wiem, że Chór Akademicki UW wyspecjalizował się w wykonywaniu wielkich dzieł oratoryjnych z orkiestrą. Nie mam nic przeciwko temu, zwłaszcza, że każde takie wydarzenie sprawia, iż rośnie zainteresowanie chórem, młodzież bardzo intensywnie pracuje, licznie przychodzi na próby. Ale dla mnie prawdziwym sprawdzianem dla chóru są utwory a cappella. I chociaż nie jestem specjalną entuzjastką konkursów chóralnych uważam, że jest to dobra motywacja do pracy dla wszystkich. Udało się nam latem 2002 roku obyć już III miejsce na konkursie w Danii. Nagroda sprawiła, że teraz wszyscy chcą znów stawać do konkursu. Może za jakiś czas pojedziemy do Legnicy.

– Jaki repertuar a cappella zamierza Pani teraz przygotować?
– Nie będę wymieniała poszczególnych pozycji. Myślę, że nie jest tak bardzo ważne jakie utwory się śpiewa, w jakim stylu były komponowane i w jakim kraju, ale by były to kompozycja udane, interesujące, ładne, by śpiewający je pokochali. Śpiewamy bardzo różną muzykę. Sporo klasyki, np. motety J. S. Bacha, Brucknera, ale i bliską mi jako osobie prawosławnej muzykę cerkiewną. Śpiewamy także utwory współczesne np. Samuela Barbera czy Karola Szymanowskiego.

– Czy pojawiają się tutaj jakieś trudności?
– Niekiedy widzę, że o ile ten chór, który nie ma praktycznie żadnych problemów z wykonawstwem muzyki w językach obcych, bo nasza młodzież jest bardzo światowa, wykształcona lingwistycznie, to śpiewanie po polsku sprawia pewien kłopot. Będziemy więc pracowali nad Pieśniami kurpiowskimi Szymanowskiego. Myślę też o wprowadzeniu do repertuaru muzyki polskiej całkiem współczesnej, jak kompozycji Dzwon Andrzeja Koszewskiego. To jest utwór, który może się spodobać i nikt nie będzie narzekał, że muzyka współczesna to są "zgrzyty". Oczywiście oprócz programu a cappella stale przygotowujemy kompozycje wokalno– instrumentalne. Niedawno chór uczestniczył w wielkim galowym wykonaniu IX Symfonii Beethovena pod dyrekcją José Cury, na wiosnę 2003 jedziemy natomiast do St. Petersburga na obchody 300 – lecia tego miasta, gdzie będziemy wykonywali kantatę Prokofiewa Aleksander Newski i utwory Wojciecha Kilara. Pragniemy też w większym stopniu wychodzić z koncertami do ludzi, zwłaszcza bardzo potrzebujących pomocy i okazania im serca, np. do dzieci niepełnosprawnych.

– Jakie warunki musi spełnić przyszły chórzysta?
– Najważniejszym warunkiem jest chęć śpiewania. Przyjmiemy z dowolnym głosem, jeśli jakiś jest. Nie wymagamy żadnego przygotowania muzycznego, znajomości nut czy solfeżu. Każdy kandydat przez pierwszy miesiąc uczy się podstawowego repertuaru obowiązkowego, a potem zdaje egzamin. Obecnie studenci mają bardzo mało czasu wolnego, absolutna większość równolegle studiuje i pracuje, więc uczestnictwo w próbach chóru jest dla każdego sporym wyrzeczeniem. Dlatego bardzo cenimy zainteresowanie śpiewaniem w zespole. Chłopców przyjmujemy bez wybrzydzania i staramy się zrobić wszystko, by się na czas nauczyli swoich partii. Dziewcząt chętnych do śpiewania w chórze jest więcej, więc tutaj możemy wybierać spośród najlepszych.


– Czy celem tych eliminacji jest zespół zawodowy?
– Skądże. Chór zawodowy, nawet bardzo dobry, nie przeskoczy już osiągniętego poziomu, bo nie może. W zespole złożonym z amatorów wszystko jest możliwe, można tutaj "góry przenosić". Kiedy się prawdziwie kocha muzykę to nawet nie znając zapisu nutowego można się nauczyć na pamięć wielkiego oratorium Bacha. I to jest właśnie dla mnie wspaniałe.


– Dziękuję za rozmowę

Wywiad przeprowadził Bronisław Tumiłowicz dla Życia Muzycznego.